Klub portElu w Światowidzie z Krzysztofem Luksem

- Jeśli rząd do portu wejdzie, to z punktu widzenia rozwoju portu to nie jest żadna strata, ani katastrofa. Po prostu budżet państwa zapłaci więcej, a miasto nie będzie musiało ponosić tylu wydatków, jako mniejszościowy udziałowiec – mówi prof. Krzysztof Luks, który był gościem kolejnego spotkania Klubu portElu w Światowidzie.
Tematem naszej rozmowy panem profesorem Luksem i dyskusji z Czytelnikami była sprawa przekopu Mierzei Wiślanej, budowy toru wodnego z Zatoki Gdańskiej przez Zalew Wiślany do Elbląga. Wybiegliśmy też w przyszłość - bo skoro przekop stał się faktem, to co dalej? Jakie są tak naprawdę możliwości rozwoju portu w Elblągu, czy ma on szansę stać się kołem zamachowym lokalnej gospodarki? Poniżej zamieszczamy niektóre wypowiedzi prof. Krzysztofa Luksa.

O tym, po co port, skoro do Gdańska trasą S7 jest bliżej i szybciej
- Na siódemce już są korki. Statek o nośności 1000 ton to jest 50 tirów. Nie mówiąc o potrzebnym paliwie. Transport morski ma 3-procentowy udział w skażeniu powietrza, transport samochodowy około 15-krotnie większy. To się nawzajem uzupełnia.
To, co wymaga szybkości, pojedzie drogą. To, co szybkości nie wymaga, może spokojnie popłynąć. Istnieje w transporcie prawo paralizacji dróg. Mówi o tym, że jeśli powstanie szlak jednej gałęzi transportu, to równolegle prędzej czy później powstaną szlaki innych gałęzi. Najlepiej to widać nad Renem, ale w Elblągu też to możemy zobaczyć. Jest rzeka, obok idzie linia kolejowa, dzisiaj nieczynna, ale ktoś ją zrobił, mimo że była rzeka. A obok linii kolejowej idzie droga do Suchacza. Nieszczęście polegało na tym, że Niemcy nie zdążyli tej drogi dokończyć, Brakuje 4 km, żeby dojechać z Suchacza do Tolkmicka dołem, a nie przez te górki, tylko wzdłuż tej kolejowej linii. W 1999 roku byłem w zespole, który miał stworzyć strategię nowo powstałego województwa i ja tę drogę tam wpisałem. Do tej pory niestety nie powstała.

O portowych dźwigach
- W basenie pozamechowskim są największe suwnice, jakie istnieją w ogóle portach morskich istnieją. Kiedyś miały udźwig 250 ton, bo były budowane pod okręty, teraz też są wykorzystywane do przeładunków ciężkich ładunków. Na terminalach portowych dźwigów na stałe nie mamy, bo nie ma takiej potrzeby. Jeśli się krzyczy, że port na siebie nie zarabia i miasto dokłada do niego, co jest nieprawdą, to co by obywatel powiedział, gdyby stał tam las dźwigów i nic nie robił. Nie znam ani jednego przypadku odmowy obsługi ładunku przez te 30 lat funkcjonowania portu z powodu braku urządzeń przeładunkowych.
Istnieje mnóstwo przedsiębiorstw dysponujących dźwigami. Operatorzy, którzy dokonują usług przeładunkowych, wiedzą od kogo wynająć i po co, do konkretnego ładunku. 200 tys. ton kamienia, które NDI, wykonawca przekopu, złożył w porcie, zostało przeładowanych z pomocą urządzeń NDI. Bez żadnego problemu.

O sporze między samorządem a rządem w sprawie pogłębienia ostatniego odcinka drogi wodnej w porcie
- Cała ta przepychanka o te 800 metrów nie ma sensu. To jest wyraz pewnej tendencji. Każdy rząd o charakterze autorytarnym ma skłonność do lekceważenia samorządów. We wszystkich pomysłach centralizacji władzy samorząd jest spychany, to nie jest wynalazek PiS.
Negocjacje rządu i samorządu w sprawie przejęcia udziału w elbląskim porcie trwają. Są dwie przesłanki wprowadzania rządowego zarządzania, czyli przewagi rządu w porcie. Ideologiczna i ekonomiczna. Ekonomiczna w moim przekonaniu tu nie zachodzi, bo miasto by sobie poradziło z tymi inwestycjami w porcie, do których jest zobowiązana, zwłaszcza gdyby się rząd przestał ziobrować z Unią Europejską.
Niemniej jednak, jeśli rząd do portu wejdzie, to z punktu widzenia rozwoju portu to nie jest żadna strata, ani katastrofa. Po prostu budżet państwa zapłaci więcej, a miasto nie będzie musiało ponosić tylu wydatków, jako mniejszościowy udziałowiec. Ustawa o portach mówi wyraźnie – rząd odpowiada za infrastrukturę dostępową od strony wody i lądu, a podmiot zarządzający, właściciel portu odpowiada za infrastrukturę w porcie. Dlatego jeśli rząd wejdzie, to miasto nie będzie musiało finansować pogłębiania swoich nabrzeży. Podobna historia jest z obrotnicą. Dlatego patrzę na ten spór z zupełnym spokojem.

- Kiedy inwestycja w przekop i port się zwróci?
- Wiem, że niektórzy moi koledzy podają różne liczby i daty, ale nie ma uczciwej odpowiedzi na to pytanie. Ile dokładnie kosztuje ta droga wodna, będzie wiadomo po rozliczeniu inwestycji. Będziemy też mogli wyliczyć, ile będzie kosztowała jej eksploatacja. Natomiast korzyści z tego tytułu płynące to już zupełnie inna kwestia. Mi przekop już się zwrócił, bo spełniło się moje marzenie, nie sądziłem że tego dożyję.
Powtarzam, infrastruktura jest szansą, nie gwarancją. I ma charakter ogólnocywilizacyjny, trzeba na to patrzeć szerzej. Facet w Kątach Rybackich mówi, że już obroty mu wzrosły o 25 procent. Jeśli przejdziecie się Państwo brzegami zalewu w tych wszystkich miejscowościach, to jachtów przybywa na potęgę. Z tego, co wiem, w basenach elbląskich już nie ma miejsca.
Jeśli chodzi natomiast o rozwój transportu morskiego, to zależy od tego, jak ten przemysł będzie tutaj działał. Rysuje się szansa, której kiedyś nie było. Jak Państwu wiadomo, jesteśmy w fazie transformacji energetycznej i będziemy stawiać wielkie farmy wiatrowe na Bałtyku. W Elblągu, na gruzach Zamechu, jakieś firmy z zakresu elektrotechnicznego istnieją, są dwie odlewnie. Dostęp do morza i swobodny dostęp do wielkiego portu w Gdańsku i Gdyni to jest szansa na lokalizację kolejnych zakładów przemysłowych w Elblągu. Z tego, co wiem, Zarząd Portu w Elblągu otrzymywał szereg zapytań. Co się z tego wykluje, czas pokaże. Generalnie rzecz biorąc cała ta droga wodna podniesie atrakcyjność miasta,

Nie umiem powiedzieć, jakie gałęzie przemysłu zostaną przez tę drogę wodną pobudzone. Moim zdaniem przy intensywnym zagospodarowaniu otoczenia i aktywizacji funkcji przemysłowej port będzie mógł docelowo obsłużyć ładunki w granicach 4,5-5 mln ton rocznie.

Źródło: portel.pl

Zobacz również

Zapisz się do newslettera