Smok z Ithil - odcinek 1

Okazało się, że są wśród warsztatowiczów osoby z dużym talentem literackim. Od dziś będziemy zamieszczać w odcinkach powieść fantasy "Smok z Ithil" autorstwa Karoliny Rudzińskiej. Karolina jest także autorką ilustracji do tekstu. Zachęcamy do lektury. Witamy w krainie smoków, rycerzy i elfów...

Na zwiędłych wrzosowiskach wiatr powieje,A smoki z lat minionych powrócą, By odebrać chwałę i godność, Im tylko i nikomu więcej należną. Spalą wioski, a miasta białe i pełne życia, W ruiny obrócą, a potem…Znów na stertach złota śnić będą, O tym, co było…

Do namiotu wszedł kapitan Carnack. Był wysokim, barczystym mężczyzną, który ledwie mieścił się w wejściu. Nic dziwnego, że zyskał przydomek Niedźwiedź.- Królu, wrogowie zbliżają się do pól Calidoru od północy. Znajdą się w wąwozie za dzień, najwyżej dwa - mówiąc to, klęknął na długim dywanie, chyląc głowę.Po drugiej stronie tego podłużnego namiotu stał prowizoryczny tron okryty wspaniałymi materiałami i futrami. Na nim siedział król. Wysoki, przystojny, budzący podziw. Na jego długich ciemnych włosach osadzona była korona wysadzana diamentami i różnokolorowymi kamieniami. U jego pasa wisiał miecz, który nie przegrał jeszcze ani jednej bitwy. Król wstał i podszedł do Carnacka. Spojrzał na niego ciemnymi oczami.- Wstań, wiesz, że nie musisz mi oddawać honorów - uśmiechnął się i podał mu rękę.Carnack wstał. Na jego twarzy mieszały się dwa odmienne uczucia - strach i zwątpienie.- Czego się obawiasz? - spytał król.- Czy mogę mówić otwarcie?- Wiesz, że nie musisz o to pytać.- Więc…dobrze…dokonałem obliczeń i … ich wojska liczą przeszło 45 tysięcy piechurów, 20 tysięcy konnych i 15 tysięcy łuczników, a nasze… zaledwie 20 tysięcy pieszych, 10 tysięcy konnych i 10 tysięcy łuczników…obawiam się, Saris, że możemy przegrać…- Nie trać nadziei, wierzę w moich ludzi. Wychodziliśmy cało z nie gorszych opałów. Tak jak pod Salidor, zwyciężymy. Bogowie nas wspierają.- Zatem niech bogowie sprawią, aby stał się cud.Ukłonił się i wyszedł. Król odprawił wszystkich z namiotu i usiadł na tronie pogrążony w myślach. Obawiał się przegranej. To znaczyłoby klęskę dla całego królestwa. Był młody, ale teraz jego twarz wydawała się znacznie starsza.

* * *Carnack po opuszczeniu namiotu króla, udał się na obchód obozu. Sprawdził czy wystarczy strzał,mieczy. Jak zwykle mieli nadmiar. Gdy tak zastanawiał się, czy może w pobliskich wioskach znajdzie paru ludzi do pomocy, do obozu wbiegł truchtem wielki czarny koń. Skupiał na sobie całą uwagę obozu tak, że nikt nie zauważył jeźdźca, którego twarz skrywał kaptur. Carnack podszedł do niego. Przeważnie to on patrzył na innych z góry, więc teraz czuł się trochę nieswojo. Na szczęście jeździec zauważył, że ma do czynienia z kimś ważniejszym. Zsiadł więc, ale kaptura nie zdjął.- Czego szukasz wędrowcze? Jak widzisz, nie mamy zbyt wiele czasu na rozmowy, przygotowujemy się do bitwy - i wskazał ręką cały obóz usytuowany pod lasem.- Chciałbym dołączyć do waszego wojska, Panie. Widziałem dość pokaźne oddziały i sądzę, że przyda wam się każda pomoc - miał niesamowicie głęboki, melodyjny głos.- Jesteś spostrzegawczy. Oczywiście możesz do nas dołączyć. Czy mogę poznać imię naszego nowego kompana?- Teme, Panie - mówiąc to, wędrowiec zdjął kaptur. Oczom Niedźwiedzia ukazała się dość młoda twarz, przeszyta blizną ciągnącą się od brwi do podbródka. Przebiegała przez sam środek oka i Carnack zdziwił się, że ten ktoś nie stracił go.- Chodź za mną. Mamy wiele wolnych miejsc. Na pewno znajdzie się ktoś, kto przygarnie cię pod swój namiot.

- Wolałbym…oczywiście, jeśli to możliwe…mieć swój namiot. Nie musi być duży… niezbyt lubię towarzystwo…Carnack zdziwił się, ale rozumiał. Ten człowiek musiał wiele przejść.- Oczywiście… jeśli tego sobie życzysz. Jest wolny namiot na skraju obozu… więc zaprowadź konia do stajni, a ja oprowadzę cię po obozie.Teme nie chciał rozstawać się z koniem, ale widząc wyczekującą minę Carnacka, zrobił to, co mu kazano. Po chwili wrócił i poszedł za Carnackiem.- Nazywam się Carnack, ale wszyscy mówią na mnie Niedźwiedź.- Nie dziwię się.Carnack uśmiechnął się w duchu.- Jeśli będziesz czegoś potrzebował, pytaj o kapitana Carnacka, albo po prostu o Niedźwiedzia.Doszli do magazynu - niewielkiego namiotu, z którego wydobywał się silny zapach metalu.- Więc może najpierw wybierzemy ci broń. Wybór jest duży, więc możesz wybrać, co chcesz - powiedział i wziął jeden z mieczy do ręki.- Dziękuję mam już miecz.- A czy mógłbym go zobaczyć?Teme wyjął swój miecz z pochwy i podał go Carnackowi klingą do przodu. Carnack nigdy wcześniej nie widział takiego miecza. Był nadzwyczaj lekki, ale ostry. Wykonał nim parę ruchów. Broń niespodziewanie dobrze pasowała do ręki. Na ostrzu widniał napis: „Robota elfów” - pomyślał i zwrócił miecz właścicielowi.- Masz naprawdę dobry miecz. To może teraz zbroja…- Nie noszę zbroi. Zbyt ogranicza ruchy.- Taak…racja…W tym człowieku było coś dziwnego. Coś, co go niepokoiło. Był szczupły i wątły. Wyglądał jakby miał się złamać pod najdelikatniejszym ciosem. Carnack musiał go sprawdzić. Błyskawicznie wyciągnął własny miecz i zaatakował wędrowca. Jednak ten zgrabnie przeskoczył nad nim i przystawił miecz do szyi. Carnack nawet nie zauważył, kiedy tamten ruszył mieczem.- Dobry jesteś… i szybki. Takich nam trzeba…Możesz opuścić miecz, tylko cię sprawdzałem.Teme opuścił miecz, ale w jego oczach wciąż płonęły ognie.- Przepraszam za moją śmiałość, ale tylko się broniłem - powiedział, po czym pokornie opuścił wzrok.- Nic nie szkodzi - odparł Carnack. Nie wierzył, że ktoś go może zajść w ten sposób. W walkach na miecze zawsze wygrywał, a to chuchro po prostu go przeskoczyło! Uśmiechnął się - Chodźmy. Pokażę ci twój namiot.Teme szedł krok w krok za Niedźwiedziem rozglądając się po obozie. Carnack od czasu do czasu wtrącał zdania typu: „Tu jest namiot medyczny”, „Tutaj kuźnia” itp. Teme starał się zapamiętać jak najwięcej z tego wykładu, ale nie mógł zapomnieć o swoim koniu. Był jego jedynym przyjacielem. Kiedy doszli do jego namiotu, wszedł do niego za Carnackiem. Niedźwiedź wyjaśnił mu jakie godziny obowiązują w obozie i wyszedł. Teme został sam. Rozejrzał się po namiocie i usiadł na małym krześle pogrążony w myślach. Było już ciemno, kiedy okrył się szczelniej płaszczem i poszedł do stajni. Jako „nowy” i tak nie miał nic do roboty. Większość rycerzy już spała, a płonące wciąż ogniska - dogasały. Wystawiono warty. Kiedy przechodził koło namiotu z jedzeniem, zwędził z niego jabłko. Przeszedł koło strażnika, który dziwnie na niego spojrzał i szepnął coś niezrozumiale do drugiego. „Muszę dziwnie wyglądać w tym stroju” - pomyślał. Miał na sobie długi czarny płaszcz z kapturem, spinany wielką klamrą w kształcie smoka przy szyi. Nie nosił zbroi co dodawało mu dziwności jako nowemu rycerzowi. Doszedł do stajni. Wyczuć można było zapach wielu koni mieszany z wonią siana. Szybko znalazł swojego. Stał obok innego karego, który przy nim wyglądał jak pyłek.- Vicim, lie Josi - powiedział dając koniowi jabłko.Koń zarżał radośnie i z wdzięcznością schrupał podarunek.- Kto dba o swojego konia, ma zapewnione zwycięstwo w boju - rozległ się jakiś głos za jego plecami. Tak jak wcześniej, przeskoczył nad tą osobą i przystawił jej miecz do gardła.- Mnie nie musisz się bać. Jesteśmy po tej samej stronie.Dopiero wtedy Teme zauważył na jego głowie koronę i zrozumiał swój błąd. Szybko schował miecz i uklęknął przed królem.- Przepraszam Wasza Wysokość…ja nie…to znaczy… - próbował wykrztusić słowa wytłumaczenia, czy choćby przeprosin, ale głos uwiązł mu w gardle.- Nie musisz przepraszać, każdy by się przestraszył. To ja nie powinienem zachodzić cię z tyłu. Wstań. Teme wstał, ale nie śmiał spojrzeć królowi w oczy.Król podszedł do jego konia i poklepał go po łbie. - Masz pięknego konia i jak zdążyłem dostrzec na klindze twojego miecza, zapewne widziałeś się z elfami. To w ich języku mówiłeś, prawda?- Tak - Teme nie zdołał już nic więcej powiedzieć. Zauważył, że król ma niezwykle bystry wzrok.- Vicim - powiedział władca, a koń zwrócił ku niemu swój ogromny łeb - Co to znaczy w języku naszego królestwa?- Cień, albo Mrok… nie ma jasnego tłumaczenia…- Rozumiem, Carnack powiedział mi, że dołączyłeś do nas. Cieszę się, ponieważ każda pomoc się przyda. Powiedział mi również jak go pokonałeś. Musiałem się przekonać na własnej skórze, co potrafisz, a potrafisz wiele.Król wyjrzał przez małe okienko w stajni. Gwiazdy świeciły pełnią blasku.- Jest już późno,. Powinieneś się wyspać przed jutrzejszą bitwą.- Jak sobie życzysz królu - powiedział Teme i wyszedł ze stajni, dręczony uczuciem, że na tym nie koniec. Jutro po raz kolejny będzie się musiał sprawdzić w boju. Tym razem u boku króla…

 c.d.n.

Autor: Karolina Rudzińska

Zobacz również

Zapisz się do newslettera